BM miał problem z utrzymywaniem przy sobie pieniędzy. Nawet, kiedy zarabiał dobrze, ten niezły potok cienkimi strumykami wyciekał niepostrzeżenie - a ja, równie niepostrzeżenie, przełączyłam się po prostu w pewnym momencie na ten sam tryb. Naprawdę nie wiem, kiedy to się stało. Choć zarazem umiejętności ciułaczych aż tak do końca się nie wyzbyłam, trzeba przyznać, bo przecież odkładając niemal po parę złotych, nazbierałam na tę moją wymarzoną Islandię.
Drobne rzeczy mnie cieszą, oszczędzanie mnie cieszy, cieszy to, że dzięki temu oszczędzaniu mogę sobie pozwalać na spontaniczny zakup paluszków o smaku serowo-cebulowym.
Być może kiedyś napiszę o tym coś więcej, tymczasem - raz jeszcze ta nasza Islandia.
Właśnie tak opowiadałyśmy o niej wczoraj z Łu - "nasza". Naszymi oczami zobaczona. Dzieliłyśmy się najważniejszymi dla nas rzeczami, obrazkami, spostrzeżeniami. Unikając danych, liczb, podsumowań. Spontanicznie i z islandzką muzyką w tle. Przyszło sporo osób, więcej, niż się spodziewałyśmy. Wszyscy otwarci, serdecznie do nas nastawieni. Może nie byłyśmy perfekcyjnie przygotowane, ale było po prostu miło, a potem usłyszałam od paru osób, że dzięki nam zaczynają planować wyjazd na tę wyspę, i to jest najfajniejszy efekt, jaki mogłyśmy naszym paplaniem i naszą górą zdjęć osiągnąć.
No i - pokazałyśmy film!
Właściwie, pokazałam ja, bo montowałam go przed paroma dniami na szybciora, w tajemnicy przed Łucją, na Łucji ujęciach jednak w większości się opierając, bo to zwykle ona łapała za kamerę. Nie robiła tego zresztą zbyt często, jakoś naturalniejsze było dla nas od zabierania kamery, noszenie aparatów. Teraz tych parę filmików grzeje serca, a poniższy film to dla mnie (i wiem, że dla Łu także) kosmiczna radocha, którą chcę się podzielić także z wami:
film <3
OdpowiedzUsuńPrzybyłam, zobaczyłam, teraz wspominam...waszą podróż. Dzięki, że podzieliłyście się nią:)
OdpowiedzUsuńHej, pozytywnie do bolu. Fajowski klip!
OdpowiedzUsuń