Ja gram już w kroki do siebie. Czasem tip-topy, ostatnio wielkie skoki.
Skok w dal to była moja ulubiona dyscyplina w podstawówce. I biegi krótkodystansowe. I rzut piłeczką palantową.
Skaczę więc, trochę podbiegam, no i - rzucam się.
Jeszcze wam o tym rzucaniu coś więcej napiszę, ale nie dziś.
Dziś tylko, że wykoncypowała mi się koncepcja przynajmniej pewnego wycinka mojej przyszłości. I że się dzieje. Że za mną kolejne kroczki. Kroki - giganty właściwie.
W pracy już ścisły finał, końcowa rozgrywka. (Jakoś mi się dziś same te metafory graczo-sportowe nasuwają...)
Większych przepychanek nie ma, ale tych mniejszych nie dało się uniknąć. Tym bardziej cieszy to odliczanie, tym łatwiej myśleć: jak dobrze.
Jeszcze dwa razy rano w połowie drogi zorientuję się, że już w tej drodze jestem. Jeszcze tylko dwa razy.
Poodkurzałam im tam trochę, muszę jeszcze zwinąć jakoś kalendarz, bo go wyrzucą, a jest z łódzkimi muralami. Rozłożyłam świąteczne lampki, puszczam Last Christmas i inne cuda (jak dobrze raz w roku móc oficjalnie się przyznawać do słabości dla kiczu).
Wszystko wskazuje na to, że za dwa tygodnie będę już bezrobotna, mniej lub bardziej oficjalnie. Z marnym groszem na koncie, jeszcze kątem u rodziców. Wyspana i wszystko wskazuje na to, że trochę bardziej szczęśliwa.
I z nowym nazwiskiem.
- Proszę tę zmianę też zgłosić w pracy.
- Och, wie pani, ja akurat z nowym rokiem będę bezrobotna, więc to raczej w urzędzie pracy.
- Tak, to w urzędzie... Oj, ale co to za firma taka?
- A to właściwie na moje życzenie. Trzy lata, nic się nie zmieniało, miałam już dość.
(Ilekroć to mówię, lekko się garbię, spodziewając się reakcji, z jaką czasem się zresztą rzeczywiście spotykam - rzucasz pracę!? kiedy ją masz!? w dzisiejszych czasach!?)
- Rozumiem. Wie pani? To w takim razie dobrze. Nowy rok idzie.
- Oj tak, niech idzie. Wszystko się skumulowało w tym, niech się już kończy.
- Wie pani, że ja mówię to samo? Niech się już kończy, już naprawdę mam go dość - pochyliła się na chwilę nad biurkiem, przełożyła jakieś dokumenty. I dodała, jakoś tak mocno, z przekonaniem: - Ale pani się uda, zobaczy pani. I tak trzeba myśleć! Że z tym nazwiskiem, z nowym rokiem - będzie dobrze!
- To wzajemnie, też pani tego życzę.
I kiedy już wychodziłam, jeszcze zawołała za mną:
- I fajnej pracy życzę!
- A dziękuję! - odkrzyknęłam z korytarza. Aż się wszyscy uśmiechali.
Wiecie?
Przychodzi się w miejsce, w którym 6 i pół roku temu miało się najszerszy uśmiech świata. I spotyka przemiłe panie urzędniczki (i jednego przemiłego pana urzędnika). I wychodzi z jednak jeszcze szerszym uśmiechem. I jakby lepszym, bo dziś płynącym bardziej z samej siebie, z tego, co wiem już, że muszę i chcę budować sama, na sobie się opierając.
Z tym nazwiskiem, z nowym rokiem - będzie dobrze!
Karp hen znad alg. Bardzo lubię scrabble, lubię grać.
kciuczę Agni :) za ten Nowy Rok, za nowe nazwisko, za nowe wszystko :)
OdpowiedzUsuńdoskonale :-) znaki :-) i ja trzymam i wierzę!
OdpowiedzUsuńNo! :) bardzo serdecznie polecam wysypianie się - zupełnie zmienia się perspektywa życiowa, robi się przestrzeń dla nowego
OdpowiedzUsuńA mi się ciśnie na usta to- w tych czasach? rzucać pracę?..., a sama tak zrobiłam ze dwa razy. Jak mus to mus.
OdpowiedzUsuńPamiętam te pierwsze dni, gdy nie musiała już tam iść, ależ to było cudowne:). A potem, różnie bywało, a zawsze i tak było w końcu pozytywnie.
To życzę ci na NOWEJ DRODZE ŻYCIA- dużo pozytywnej, radosnej, dobrej, twórczej energii, również w postaci ludzkiej:)
Wszystkiego pięknego Agni.