niedziela, 21 grudnia 2014

31

Skończyłam sprzątać. Zrobiłam wszystko to, co zaplanowałam, a nawet więcej. I choć przychodzi mi do głowy, że powinnam mieć wyrzuty sumienia - bo przecież dzień święty święcić - to nijak nie potrafię ich z siebie wykrzesać. Zbyt wiele we mnie radości z tych porządków.

Dogrzebałam się do biletów z koncertów, jeszcze wspólnych z BM, w pierwszym odruchu chciałam wyrzucić, potem skrupulatnie porozdzielałam na pół i moje się ostały. A jednak wylądował w kuble kolejny wielki worek śmieci, niepotrzebnych drobiazgów, powstały kolejne reklamówki i pudła z zawartością "do oddania". Rozglądam się wokół siebie i cieszę z kolejnych pustych półek. Pozbywanie się rzeczy przynosi widoczne efekty.

Co roku starałam się robić komuś nieznajomemu prezent. Miałam przeznaczone na ten cel oszczędności i w grudniu zasilałam czyjeś konto.

W tym roku nie było na to szans, na subkoncie zatytułowanym patetycznie "szczytny cel" mało szlachetna suma dwa złote pięćdziesiąt pięć.

I miałam fotel biurowy, niezłej jakości, swoje kosztował. Stał bezczynny, bezużyteczny, nikt ze znajomych nie chciał, nie potrzebował.
Tknęło mnie - zapytam na fejsie, może jakaś Szlachetna Paczka szuka. Włączyłam laptop, na tablicy pierwsze ogłoszenie to pytanie Dominiki, czy ktoś nie ma fotela biurkowego do Szlachetnej Paczki.

Mam jedną pustą gablotkę, jeden pusty regał, zanosi się na to, że wkrótce i drugi regał będzie tylko łapał kurz. Niczego mi przy tym nie brakuje, raczej nadal twierdzę, że w wielu kategoriach u mnie nadmiar i zbytek.

Rezygnację, odpuszczanie przekładam też na inne dziedziny życia. Tak jest po prostu bardziej zdrowo i nie chodzi tylko o szkodliwość nadmiaru. Chodzi o skupianie się na tym, co naprawdę cenne, co zasługuje na naszą uwagę i troskę. O nierozdrabnianie się. Nie zadręczanie. O to, że nie jesteśmy komputerami i jeśli chcemy mieć udział w jakości, musimy zmniejszyć ilość bodźców. Albo przynajmniej powinniśmy. Albo przynajmniej mnie z tym lepiej.

Jedną z ulubionych zabaw moich i mojej kuzynki, była ta w Którą jesteś.
Brałyśmy dowolny katalog z ciuchami lub kosmetykami (niemieckojęzyczny), względnie kolorowy magazyn (jak wyżej) i oglądałyśmy strona po stronie, na każdym kolejnym zdjęciu wskazując palcem, którą modelką jesteśmy. Właśnie tak. Nie - którą chcemy być, tylko kwestia brzmiała Ja jestem tą.
Oczywiście, czasem trzeba było wykazać się refleksem, żeby wybrać atrakcyjniejszą. A często okazywało się, że po prostu mamy różne gusta.

W niektórych osądach byłyśmy zgodne.
- Łeee, jakie stopy, fuj! - powiedziałyśmy kiedyś, na widok zdjęcia kobiet wspinających się na palce. Na ich stopach uwydatniły się żyły.
- Nigdy tak nie będę miała!
- Ja też!

Nie pamiętam już, jak to się zaczęło, dlaczego nagle stałyśmy się sobie tak blisko. Kiedyś wydawało nam się, że po prostu odkryłyśmy wspólną miłość do tych samych zespołów. Dziś myślę, że po prostu połączyła nas samotność.
Mnie rodzice posłali do liceum w innym mieście, ona miała indywidualne nauczanie. Po naszych orbitach krążyło wiele osób, ale nikt mnie nie rozumiał tak, jak ona, a i ja ją czułam najtkliwiej.
Pisałyśmy do siebie listy, całe góry listów. Odkrywałyśmy równolegle glany, ja bardziej SDM, ona Morrison, obie Gawliński i Nosowska, ja się nieszczęśliwie zakochiwałam, niezbyt trafnie lokowała uczucia i ona.

Miałyśmy być matkami chrzestnymi dla swoich dzieci.

Więcej nas dziś różni, mniej punktów stycznych. Poczułam się nią zawiedziona parę razy, nie wątpię, że i ja ją zawiodłam.

Był moment, w którym pomyślałam, że być może nigdy nie powinnyśmy były nazywać tego przyjaźnią, dziś już widzę to inaczej.
Dałyśmy sobie bardzo, bardzo wiele. Najwięcej, ile mogłyśmy sobie dać. I w taki sposób, w jaki potrafiłyśmy to robić.
Była, jest i będzie dla mnie ważna. W najmniejszym stopniu jednak już wokół niej nie kręci się żaden wycinek mojej codzienności.

Nie wykreślam jej, nie odrzucam. Nie chcę tylko zadręczać się jej nieobecnością, naszym od siebie oddaleniem. Nie chcę ważnych dla mnie wydarzeń oceniać przez pryzmat jej w nich nieuczestniczenia. Analizować, o czym powinnam ją poinformować. Zastanawiać się, o co powinnam pytać. Kolejne odwoływane spotkania. Zostawiane sobie wiadomości, coraz bardziej zdawkowe. Sentyment i niezręczność.

Długo była tylko ona, z czasem odkryłam, że z drugą kobietą można być dużo bliżej, po prostu my nie potrafiłyśmy tego zbudować między nami. Może to wina pokrewieństwa, może jakichś rodzinnych przekazów, niezagojonych blizn wcześniejszych pokoleń.

Za wszystko, co było między nami, czuję ogromną wdzięczność.
Idziemy dalej, każda swoją drogą i wiem, że życzenia urodzinowe będziemy sobie zawsze składać najszczersze.

Znamy się od dziecka. Ma stałe miejsce w moim sercu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz